Co zmienia macierzyństwo...
Rozpoczynam taki cykl postów pod tytułem "Co zmienia macierzyństwo...".
Oczywiście nie będę się tu rozwodzić na temat zmian w psychice ale bardziej w wyglądzie. Choć może z czasem zastanowię się nad tym aspektem macierzyństwa.
... Paznokcie
Oczywiście nie chodzi mi tu o to, że córka zniszczyła mi paznokcie ale zupełnie o coś innego.
Jak każda dziewczyna uwielbiałam dbać o siebie. Potrafiłam codziennie malować paznokcie, wymyślać przeróżne wzorki i takie tam głupoty. Często też zdarzało mi się zmieniać kolor na paznokciach po kilka razy dziennie, bo akurat taki miałam kaprys. A teraz? A teraz po prostu mi się nie chce. Nie wiem czy zrobiłam się leniwa czy po prostu nienawidzę mieć byle jak pociapanych paznokci. Chyba i jedno i drugie. Za każdym razem kiedy zaczynam malować paznokcie i już są idealnie pomalowane, wyglądają cudnie. Wystarczy tylko by wyschły. Nagle budzi się moja córeczka z wielkim płaczem bo się nie wyspała. I co? I po moich idealnie pomalowanych paznokciach. Wtedy już tylko zostaje mi użycie zmywacza i zlikwidowanie mej żmudnej pracy. I co? I nic. Już mi się odechciewa kombinować i kolejny raz próbować je malować.
Tak więc podsumowując. Pod względem dbania o paznokcie ograniczam się do spiłowania ich i na tym się kończy. Mogę przyznać się bez bicia, że mi się nie chce bo pod względem paznokci zawsze miałam świra i zawsze musiały być one pomalowane idealnie.
Pozdrawiam,
Klaudia mama Kiry
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz